game-city.pun.pl

Forum dla pro graczy.

Ogłoszenie

ZAPRASZAM DO REJESTRACJI I POMOCY PRZY FORUM WSZYSCY ZAREJESTROWANI BEDOM ADMINAMI I GLOWNYMI MODERATORAMI

#1 2009-08-26 08:31:36

Administrator

Administrator

Zarejestrowany: 2009-08-25
Posty: 63
Punktów :   

Velvet Assassin ( Sabotage )

Producent: Replay Studios GmbH
Wydawca: SouthPeak Interactive
Dystrybutor: TopWare Interactvie
Premiera Świat: 28 kwietnia 2009
Premiera Polska: 20 lipca 2009
Strona Domowa: http://www.velvetassassin.com/
Gatunek: Akcja / Strzelanka
Inne Platformy:    X360 

Plusy:
+ klimatyczna oprawa dźwiękowa.
+ animacje towarzyszące wykańczaniu przeciwników.
+ część lokacji naprawdę robi wrażenie.
+ znajdźki.

Minusy:
- kompletnie skaszaniona interakcja z otoczeniem.
- wrogowie mają problemy ze wzrokiem....
- ...i logicznym myśleniem.
- gdzie „pasek hałasu”?


II wojnę światową wygrywaliśmy już na masę różnorakich sposobów. Czy to wcielając się w rolę bezkompromisowego żołnierza z karabinem pod pachą, czy też rozważnego przywódcy któregokolwiek z państw alianckich, koniec końców i tak zawsze wychodziło na nasze. Aż dziw bierze, że od czasów premiery całkiem niezłego Commandos: Strike Force, gracze nie otrzymali żadnej porządnej skradanki z bezdusznymi siłami III Rzeszy w tle. Sytuację ową zmienia całkiem niespodziewana premiera Velvet Assassin, które wylądowało na półkach sklepowych w jakże nieprzyjaznym dla graczy okresie wakacyjnym.

http://www.miastogier.pl/baza/Encyklopedia/gry/VelvetAssassin_PC/Recenzja/th_rec_Velvet_Assassin30.jpg

Wbrew pozorom, tytułowym fioletowym zabójcą nie jest wyposażony w czerwoną torebkę Tinky-Winky, a zjawiskowa dama, która w czasie niemieckiej ofensywy straciła bliskie swemu sercu osoby. A do tego, że kobiety są z natury najbardziej mściwymi na tej pięknej planecie stworzeniami, nikogo przekonywać chyba nie trzeba. Panna Summer knuje więc swój diabelski plan, zakładający wybicie wszystkich esesmanów, którzy tylko pojawią się w zasięgu jej wzroku. Posadka w brytyjskim wywiadzie realizację owych założeń z pewnością dosyć znacznie ułatwia. I w rzeczy samej, agentka daje popalić Niemcom na tyle ostro, że w wyniku odniesionych obrażeń trafia na szpitalne łoże, a gracz wkracza w świat sennych mar bohaterki, wspominającej swe minione akcje.



Akcji owych mamy pełen tuzin, przy czym ostatnie nie są już rozgrywane w umyśle agentki, a jak najbardziej realnym świecie. Odwiedzimy między innymi podziemia okupowanej Warszawy, Paryż, tudzież Hamburg. Niestety, zlecenia wypełniamy jak po sznurku, a obecność w grze tylko i wyłącznie trybu kampanii, uniemożliwia powrót do wykonanych już wcześniej zadań. Trochę to śmieszne. Tym bardziej, że kilka map trzyma naprawdę wysoki poziom i chcąc powtórnie zawitać do jakiegokolwiek miasta, musimy … zaczynać całą przygodę od początku. Pewną motywację do ponownego wcielenia się w postać panny Summer stanowią porozrzucane po lokacjach rożnego rodzaju znajdźki, które podbijają poziom doświadczenia bohaterki. Żeby takie przedmioty znaleźć trzeba się zdrowo natrudzić, a wyszperanie wszystkich bonusów podczas pierwszego spotkania z daną mapą jest niezwykle trudne. Niestety, mało kto zdecyduje się na powtórną podróż do ogarniętej wojną Europy tylko po to, by do końca wyczyścić wszystkie miejscówki. W przypadku Xboxa 360 mamy jeszcze przedłużające rozgrywkę achievementy, a że pecetowa wersja programu niczym za heroiczne czyny gracza nie wynagradza? Trudno. W końcu nikt nie każe Ci grać po raz drugi.

http://www.miastogier.pl/baza/Encyklopedia/gry/VelvetAssassin_PC/Recenzja/th_rec_Velvet_Assassin4.jpg

Twórcy wyraźnie chcieli napisać tytuł w stylu steal&kill, na modłę wspomnianego już tutaj agenta Codename 47. I tak, zdecydowaną większość spędzonego przed komputerem czasu pochłania przebywanie poza zasięgiem wzroku patrolujących teren wrogów oraz obserwowanie zachowania naszych wirtualnych oponentów. Frontalny atak na 3-osobowy patrol niechybnie zakończy się śmiercią agentki, także ryzykować nie warto. Zwłaszcza, że amunicji mamy w Velvet Assassin jak na lekarstwo. W teorii wygląda to całkiem nieźle. Piękna agentka lawirująca pomiędzy uzbrojonymi w karabiny maszynowe esesmanami to coś, czego pececiarze zbyt często nie doświadczają. Niestety, spora część kluczowych elementów gameplaya została tak spartolona, że co po niektórych twórców pasowałoby powiesić na drucie wysokiego napięcia (za co wieszać, już chyba wszyscy doskonale wiedzą). Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, iż w skradankach szczególnie ważna jest interakcja z otoczeniem. Przeskakiwanie przez płoty, wspinanie się na wszelkiego rodzaju przeszkody, nurkowanie w akwenach wodnych – innymi słowy wykorzystywanie wszelkich możliwych elementów lokacji do osiągnięcia zamierzonego celu. Tymczasem fioletowa zabójczyni nie potrafi ani skakać, ani pływać, ani nawet porządnie zagwizdać. Szlag człowieka trafia, kiedy po raz enty trzeba podążać narzuconą przez autorów ścieżką, bo metrowe pudło stanowi dla najlepszej agentki brytyjskiego wywiadu przeszkodę nie do przebycia. Co ciekawe, w innym miejscu, na identyczną skrzynię wejść będzie się już dało. Tu można, a tam nie. Widać panowie programiści postanowili zaserwować polskim graczom powrót do czasów komuny.

Gwoli ścisłości dodać muszę, iż pewne elementy otoczenia można wykorzystać w całkiem efektywny sposób. Beczki z trującym gazem oraz środkami łatwopalnymi doskonale nadają się do eliminacji kilkuosobowych grup Niemców i odpowiednio użyte, niejednokrotnie pozwolą nam na zaoszczędzenie paru sztuk amunicji. Zresztą, miłośnicy tych nieco bardziej wyszukanych sposobów eliminacji wroga znajdą w Velvet Assassin całkiem sporo okazji do widowiskowego wycinania esesmanów. Chcesz zdjąć uśmieszek z twarzy dumnie paradującego wojaka, szpanującego zawieszonym przy pasie granatem ? Nic prostszego. Wystarczy umiejętnie zajść przyjemniaczka od tyłu i wyciągnąć zawleczkę. Co ciekawe, wybuch nie rozrywa żołnierza na części. Zawiedzony ? Cóż, zawsze możesz sobie powetować niepowodzenie, częstując niemilców herbatką z prądem. A dziesiątki metrów rozpostartego po lokacjach uszkodzonego okablowania, zostaną już chyba na zawsze słodką tajemnicą Wermachtu. Swoją drogą, może to dziadek któregoś z naszych słynnych polityków sabotował oddziały SS. Kto wie …

Niestety, kilka beczek i kawałek odizolowanego przewodu nie są w stanie zrobić z Velvet Assassin tytułu godnego polecenia. Za rogiem czai się już bowiem (nie, tym razem nie jest to żubr) kolejny klops niemieckich programistów. Nie wiem dlaczego twórcy nie zaprogramowali jakiegokolwiek systemu informującego gracza o poziomie wydawanego hałasu, ale takowy bez dwóch zdań by się tutaj przydał. W jednej chwili biegam sobie bowiem beztrosko po wyczyszczonym pomieszczeniu, by kilka sekund później dostać kulkę od spryciarza, który patrolując sąsiedni pokój usłyszał moje kroki i postanowił zlikwidować źródło dźwięków. Ja wiem, że AI niemieckiego żołnierza odwaliło kawał dobrej roboty, Wiem też, że takie a nie inne zachowanie przeciwników zdecydowanie podnosi realizm rozgrywki. Nie mam tylko pojęcia, dlaczego sam nie zostałem w jakikolwiek sposób poinformowany o popełnieniu błędu. W Metal Gear Solid mieliśmy ikonki nad głowami wrogów, w Hitmanie niewielki pasek symbolizujący poziom zaniepokojenia strażników, a recenzowany VA zmusza nas do przemierzania kolejnych lokacji niemal po omacku.

http://www.miastogier.pl/baza/Encyklopedia/gry/VelvetAssassin_PC/Recenzja/th_rec_Velvet_Assassin22.jpg

Brak jakiegokolwiek paska hałasu premiuje oczywiście bardzo ostrożny styl gry, co ni mniej ni więcej oznacza tyle, że by nie zostać wykrytym, wypadałoby przez zdecydowaną większość czasu korzystać z trybu skradania. Jakim cudem żaden z programistów nie wpadł na to, by pozycję kuczną aktywować jednym kliknięciem przycisku? Trzymanie wciśniętego „ctrl” przez średnio 80% trwania każdej misji, zbyt wygodne nie jest. Oczywiście, zawsze można przypisać sobie omawianą funkcję pod inny klawisz, ale co z tego, skoro i tak musimy ciągle go dusić?

Jak to w każdej skradance, tak i w recenzowanym tytule przyjacielem bohaterki są wszelkie miejsca, zapewniające bezpieczne schronienie przed wzrokiem wyposażonych w karabiny maszynowe Niemców. Kryć będziemy się za różnego rodzaju obiektami, w szafach, dziurach, krzakach, a nawet wychodkach. Ciężko tylko jednoznacznie stwierdzić, dlaczego patrolujący okolicę żołnierz nie potrafi dostrzec przyczajonej w zaroślach agentki, którą od wroga dzieli niecałe 1,5 metra. Nie ma w tym choć za grosz realizmu, ale może moja karta graficzna nie potrafi wygenerować tak gęstych krzaczorów, jakie na swoim mega-wypaśnych sprzętach widzieli twórcy programu. To jednak nic, hitem sezonu okazują się być cienie rzucane za dnia przez faszystowskie baraki. Wyobraźcie sobie, że przebywając w takim miejscu stajemy się dla wroga kompletnie niewidoczni. Nawet kiedy ten przechodzi nam dosłownie kilkadziesiąt cali od nosa. Super! Idę stanąć pod szafę, bo Naczelny szuka frajera, co to zrecenzuje kolejną kaszankę … cholera, a to spryciarz. Zauważył mnie! Dalej dziwicie się, jakim cudem faszyści przegrali II wojnę światową? Proste. Poskąpili grosza na porządne kable i okulary dla swych wojaków.

http://www.miastogier.pl/baza/Encyklopedia/gry/VelvetAssassin_PC/Recenzja/th_rec_Velvet_Assassin24.jpg

Szkoda, bo zadania rozgrywane w nocy wyglądają pod tym względem o niebo lepiej. Przekradanie się za plecami przeciwników, likwidowanie nieprzyjaznych dla agentki źródeł światła i ... podziwianie kształtów pięknej Violette, ubranej w obcisły, skórzany kostium. Tym razem twórcy nie dali plamy i wyczarowali całkiem pomysłowy sposób informowania gracza o tzw. bezpiecznych miejscówkach, czyli tych fragmentach mapy, w których stajemy się dla wroga kompletnie niewidoczni. W takich momentach nasza piękna agentka zyskuje tytułową fioletową poświatę. Żeby nie było niedomówień, w lokacjach dziennych owy system również jest aktywny, choć – o czym już zresztą wcześniej wspomniałem - nie mam pojęcia jakim cudem przy takich warunkach można skutecznie skryć się w cieniu drewnianej szopy. Ale widać agenci brytyjskiego wywiadu umieją i takie sztuczki…

Co więcej, piękną Violette nauczono nawet zmieniać fatałaszki. Kiedy uda nam się zdobyć esesmańskie ciuszki, nic nie stoi na przeszkodzie, by „zawdziać” wysokie kozaczki i oficerską miniówę, po czym z dumnie wypiętymi piersiami wyruszyć pomiędzy patrolujących okolicę Niemców. Niestety, panna Summer to kobieta niezwykle skromna i z natury wstydliwa, dlatego też do zmiany nowego munduru potrzebować będziemy szafy, bądź wychodka. Wydawać by się mogło, że wszystko gra jak należy … Kłopoty pojawiają się jednak w momencie, kiedy tak wyekwipowani wyruszamy na deptak. Okazuje się bowiem, iż w tym właśnie momencie przeciwnicy ściągają klapki z oczu i zbliżenie się do któregokolwiek z przyjemniaczków skutkuje natychmiastowym alarmem. Myślałem nad tym całe pięć minut i wyszło, że albo wrogowie znają na pamięć twarz każdego niemieckiego oficera płci żeńskiej, albo brytyjski wywiad musi dopracować swój program szkoleniowy. Jak sądzicie?

Nie ma to tamto. Może i wcielanie się w rolę faszystowskiej pani oficer nie wychodzi naszej agentce najlepiej, ale za to hasanie po lokacjach w koszuli nocnej opanowała koncertowo. Autorzy wyposażyli Violette w pustą strzykawkę, którą podczas misji napełnić możemy morfiną. Substancja jest swego rodzaju odpowiednikiem znanego nam z Max Payne Bullet Time. Po zaaplikowaniu dawki specyfiku, na ekran wskakuje odziana w powabną sukienkę panna Summer, a czas zwalnia na tyle znacząco, że bez żadnego problemu dobiegniemy do najbliższego przeciwnika, niem ten zdąży się czegokolwiek zorientować. Szkoda tylko, że pomimo sporego jeszcze zapasu morfiny, tryb samoczynnie dezaktywuje się po zabiciu pierwszego przeciwnika.

Osobny akapit wypada poświęcić niemożebnie wręcz irracjonalnym algorytmom sztucznej inteligencji, w jakie zostali wyposażeni niemieccy żołnierze. O tym, że wszyscy co do joty panowie powinni dostać okulary grubości pudełka zapałek, już doskonale wiemy. Wypadałoby jeszcze każdemu z osobna sprezentować piątą klepkę i ... klucze. Takie zwyczajne, do otwierania zamków. Okazuje się bowiem, iż wojacy nie potrafią przejść przez zdecydowaną większość obecnych w grze drzwi. Widocznie nie nauczono ich, że do tego celu używa się klamek. Na upartego można więc zastosować taktykę kill&run. Wbijamy do nowego pomieszczenia, zakładamy najbliżej stojącemu przeciwnikowi headshota, po czym wracamy do poprzedniej miejscówki. Pozostali esesmani trochę sobie pomarudzą, pokręcą z niedowierzaniem głowami, by po jakichś kilkudziesięciu sekundach powrócić do swych normalnych obowiązków. Wtedy likwidujemy kolejnego gagatka. Akcję powtarzamy, wedle uznania, dowolną ilość razy.

Kolejna sytuacja. Jeden z żołnierzy patroluje określony kawałek terenu, beztrosko podgwizdując sobie w rytm znanej melodii. Zachodzimy wojaka od tyłu i podrzynamy mu gardło, co skutkuje natychmiastowym i nienaturalnym przerwaniem wydawanego przez niemilca dźwięku. Reszta kompanionów, nie widzieć czemu, w ogóle nie reaguje na zaistniałą sytuację. Do problemu ze wzrokiem dopisać wypada więc częściową głuchotę. Kiedy już jednak którykolwiek z Niemców zauważy ciało martwego przyjaciela, robi tak niesamowity ambaras, jakby zwoływał co najmniej połowę kompanii. Jeśli daną lokację patroluje jeszcze jakikolwiek inny esesman, panowie we dwójkę pokrzątają się trochę w okolicy zwłok i najzwyczajniej w świecie odpuszczą. By skutecznie ukryć się przed wzrokiem wrogów, wystarczy wejść za pierwsze lepsze pudło, przykucnąć i grzecznie poczekać aż niedorozwoje w uniformach dadzą sobie spokój. Każdy, kto choć przez chwilę miał do czynienia z dowolnym Commandosem, parsknie śmiechem i zrezygnuje z pracy w brytyjskim wywiadzie po około 20 minutach rozgrywki. Jaka to bowiem skradanka, w której ciała zabijanych wrogów bez obaw możemy zostawiać na środku placu? Raczej marna…

A potencjał w Velvet Assassin był całkiem spory. Cóż z tego, skoro całkiem nieźle zaprojektowane mapy patrolują dziesiątki tępych esesmanów, a agentka MI6 nie potrafi wspiąć się na metrowe pudełko, tudzież pokonać sięgającego jej do kolan płotku. Szkoda, bo niektóre lokacje wizualnie robią naprawdę bardzo pozytywne wrażenie. Ruiny zbombardowanej przez niemieckie Luftwaffe Warszawy i getto niemal po brzegi wypełnione dziesiątkami martwych, żydowskich rodzin to lokacje, które bardzo dobitnie potrafią uświadomić, że wojna to nie wesoła przygoda z karabinem na plecach, a tragedia i cierpienie milionów bogu ducha winnych ludzi. Tekstury może i nie powalają jakością, ale przez zdecydowaną większość rozgrywki dominują ciemne barwy, także i tak nie ma specjalnie czego podziwiać. Duże brawa należą się bez wątpienia muzykom, bo oprawa dźwiękowa trzyma naprawdę wysoki poziom. Tematy muzyczne zostały dobrane wręcz wzorowo, a całości dopełniają niemieckie dialogi, odgłosy strzałów i patrolujących okolicę samolotów. Szkoda tylko, że naprawdę mistrzowsko oddana atmosfera wojny to jeden z niewielu plusów produkcji.

http://www.miastogier.pl/baza/Encyklopedia/gry/VelvetAssassin_PC/Recenzja/th_rec_Velvet_Assassin19.jpg

Plusów, do których wypadałoby jeszcze zaliczyć niezwykle widowiskowe animacje zabijania wrogów. By zobaczyć którąkolwiek z nich wystarczy zajść przeciwnika od tyłu i wcisnąć przycisk myszki odpowiedzialny za atak. Poza oprawą dźwiękową oraz warszawskimi lokacjami to właściwie najmocniejszy punkt Velvet Assassin - gry, która miała ambicje zdetronizować samego mistrza gatunku. Tyle, że mistrz stoi przecież na najwyższym stopniu podium, a panny Summer wchodzić na tak wysokie stopnie w brytyjskim wywiadzie najzwyczajniej w świecie nie nauczyli.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.dolnyslask.pun.pl www.paintball-lomza.pun.pl www.gpz.pun.pl www.dragonballwordonline.pun.pl www.telefoniki.pun.pl